View Comments

Wspomnienie księdza Stanisława Waltera.

Na parafialnym cmentarzu w Cięcinie, w kwaterze księży, stoi skromny nagrobek z marmurową tablicą. Na niej zdjęcie, a obok umieszczony jest napis:

Śp. Ks. Stanisław Walter Wikariusz Parafii Wilkowice zm. !8. 12. 1948 r. W 35 r. życia Przyjdź Królestwo Twoje.

Prezentujemy rys biograficzny ks. Stanisława Waltera autorstwa Wawrzyńca Ficonia.

Książkę można pobrać i przeczytać w formie PDF klikając tutaj. Można również pobrać w formacie książki elektronicznej (epub lub azw)



WSPOMNIENIE O KSIĘDZU

STANISŁAWIE WALTERZE

Kapłanie - Męczenniku

WSPOMNIENIE O KSIĘDZU STANISŁAWIE WALTERZE

Na parafialnym cmentarzu w Cięcinie, w kwaterze księży, stoi skromny nagrobek z marmurową tablicą. Na niej zdjęcie, a obok umieszczony jest napis: Śp. Ks. Stanisław Walter Wikariusz Parafii Wilkowice zm. !8. 12. 1948 r. W 35 r. życia Przyjdź Królestwo Twoje.

W 53  rocznicę śmierci, 18 grudnia 2001 roku odbyła się w  parafii Cięcina, w kościele p.w. Przemienienia Pańskiego, uroczysta Msza święta za duszę Śp. Ks. Stanisława Waltera. Następnego dnia w  kościele p.w. Św. Michała Archanioła w Wilkowicach  odsłonięto tablicę z inskrypcją: Śp. Czcigodnemu Ks. Stanisławowi Walterowi wikariuszowi tutejszej parafii w latach 1947 – 48, który został napadnięty i pobity przez nieznanych sprawców ze skutkiem śmiertelnym. Zmarł 18.12.1948 r. Pamiętający w modlitwie parafianie.

W 1999 roku dostała się w moje ręce Kronika Harcerska, pisana przez Stanisława Waltera mieszkańca Szczuroni w Cięcinie. Autor dokumentu opisuje w niej swoje dzieciństwo, lata szkolne i przynależność do harcerstwa. Zafascynowała mnie, nie tak bogato ilustrowana zdjęciami i rysunkami kronika, jak jej treść, która kazała w omi zatrzymać się przy  tej postaci, późniejszym Kapłanie  – Męczenniku. Zacząłem rozmawiać  ze starszymi mieszkańcami Cięciny, aby dowiedzieć się coś więcej o jego życiu. Sam przypomniałem sobie jego pogrzeb, w którym uczestniczyłem jako prawie 13 letni chłopak. Postanowiłem sobie, że dotrę też do mieszkańców Wilkowic, aby uzyskać i wzbogacić moje skromne wiadomości  o życiu i zagadkowej śmierci Ks. Stanisława, który w Wilkowicach był wikariuszem. W dniu  3 czerwca 2000 roku  uczestniczyłem w rajdzie turystycznym z metą na Groniu Jana Pawła II, organizowanym przez Diecezjalny Instytut Akcji Katolickiej (DIAK) w Bielsku  – Białej. Spotkałem tam dużą grupę turystów z Wilkowic z Ks. Kan. Franciszkiem Kuligą, proboszczem tamtejszej parafii i Tadeuszem Tomasikiem, Prezesem  Parafialnego Oddziału  Akcji Katolickiej.  Zacząłem wypytywać  o życiu Ks. Stanisława Waltera z czasów Jego pobytu w Wilkowicach w latach !947/1948. Na szczęście było wśród nich kilku ludzi pamiętający młodego kapłana. Zaczęli wydobywać z pamięci sceny z Jego życia i śmierci. Były one krótkie - szczątkowe, ale  momentami  porażające.  Postanowiłem wtedy z Prezesem Akcji  Katolickiej w Wilkowicach, że będziemy się spotykać częściej, aby omawiać bliżej  dalsze nasze poczynania, a mieliśmy ku temu okazję gdyż widywaliśmy się na zebraniach Diecezjalnego Instytutu Akcji Katolickiej w Bielsku - Białej. Miałem szczęście gdyż trafiłem na człowieka, którego tak jak mnie interesowało życie i śmierć Ks. Stanisława Waltera, wikariusza z Parafii Wilkowice, pochodzącego  z Cięciny. Efektem naszej współpracy były uroczystości kościelne w Cięcinie i w Wilkowicach w 53 rocznicę śmierci Ks. Stanisława Waltera, oraz  niżej zapisane wspomnienia z życia i tajemniczej śmierci kapłana – Męczennika.

1. Pochodzenie, dzieciństwo

Stanisław Walter urodził się 3 października 1913 roku we wsi Cięcina, parafii należącej wówczas do Archidiecezji Krakowskiej. Ojcem jego był Franciszek, syn Franciszka Waltera i Karoliny z domu Suchonek, matką Maria z domu Skrzypek, córka Franciszka  Waltera i Marii z domu Fijak. Ochrzczony został w dniu 2 listopada 1913 r. przez ks. Antoniego Wyrobka w kościele p.w. Św. Katarzyny Aleksandryjskiej w Cięcinie. Rodzina Walterów (ze strony ojca) swymi korzeniami sięga odległych czasów i ma pochodzić z Nadrenii, aby poprzez Czechy osiedlić się w Galicji. Rodzina po stronie matki swe pochodzenie zawdzięcza rodowi Skrzypków, wywodzącego się z dzisiejszej Słowacji, który również w okresie zaborów osiedlił się na terenach Polski (z zapisków harcerskich ks. Stanisława). Rodziny szybko wrosły w społeczność polską, dbając o jej kulturowe i chrześcijańskie tradycje, a największe wartości ojczyźniane były przekazywane z pokolenia na pokolenie.

W 1916 roku przedwcześnie umiera  ojciec,  osierocając  dwoje  nieletnie dzieci, pozostawiając ich wychowanie matce. Były to lata wyrzeczeń i ciężkiej pracy dla matki nie mającej środków  do utrzymania rodziny. Podstawowym źródłem zdobycia żywności było małe gospodarstwo rolne, na którym pracowała od świtu aż do nocy, nie zaniedbując przy tym podstawowego obowiązku matki tj. wychowania dzieci. Tak wspomina później ten czas ks. Stanisław:

Ojca mojego wcale nie pamiętam. Miałem lat 3 gdy mnie obumarł. Jedyną rzeczą, którą jeszcze przez mgłę pamiętam  – to jest ostatnia chwila na łożu śmiertelnym. Zostałem sierotą, z siostrą i moją jedyną ostoją po Bogu – tj. matką. Czasy były ciężkie, nawet bardzo ciężkie, tak, że matka tylko bardzo wielkim poświęceniem  na utrzymanie mnie i siostry mogła zdobywać środki.

Z informacji jaką uzyskano od Heleny Skrzypek wiemy , że rodzina Walterów po śmierci ojca została bez środków do życia. Z pomocą rodzinie przyszedł dziadek Stanisława (ojciec mamy) Franciszek Skrzypek, który był średnio zamożnym mieszkańcem  Szczuroni, pracował w odlewni żeliwa „Węgierska Górka” i prowadził kilku hektarowe gospodarstwo rolne. I jemu też nie było łatwo, gdyż  poza Marią Walter  miał na utrzymaniu żonę i  siedmioro dzieci,  trzy córki:  Anielę. Annę i Teresę oraz czterech synów: Jana, Kazimierza, Antoniego i Stanisława; Jan był majorem Wojska Polskiego, brał udział w I wojnie światowej i w wojnie obronnej z bolszewikami,  zaś  w 1939 roku  uczestniczył w kampanii wrześniowej z „Armią Kraków; Kazimierz był kapitanem statku w marynarce; Antoni osiadł na Podolu i tam pełnił funkcję zawiadowcy stacji kolejowej. W 1939  roku dostał się do niewoli sowieckiej i wszelki słuch po nim zaginął, mimo poszukiwań przez  Międzynarodowy  Czerwony Krzyż; Najmłodszy Stanisław w 1939 roku dostał się do niewoli rosyjskiej, tam wstąpił do Armii Andersa, którą przeszedł szczęśliwie cały szlak bojowy. Po wojnie wrócił do rodzinnych stron, aby tu być inwiligowany przez bezpiekę. Ożenił się w późnym wieku z dużo młodszą Heleną Kania z Cięciny Górnej, od której mamy powyższe i poniższe informacje (2000 r. i uzupełnienie z 2010 roku). Dziadek  Stanisława Waltera Franciszek Skrzypek łożył też na jego naukę.

2. Pierwsza szkoła

Dzieciństwo Stanisława Waltera pokrywało się z całym okresem wojny światowej i wojny z bolszewikami. Udział kilku wujków w walkach o niepodległość i w wojnie obronnej (1919  – 1920) miały duży wpływ na jego wychowanie patriotyczne, którego przykładem  było całe jego późniejsze życie.

Pierwsze nauczanie rozpoczęło się w Szkole Powszechnej w Cięcinie. Młody Walter z początku niczym się nie wyróżniał, jak inni koledzy był trochę nieśmiały, przytłoczony murami szkoły i pewnym lękiem czy podoła nauce, aby nie sprawić mamie przykrości. Ten stan nie trwał jednak długo. Z latami z nieśmiałego ucznia stał się uczniem bardziej ciekawym – żądnym wiedzy. Na efekty nie trzeba było długo czekać – za dobre wyniki w nauce odbiera nagrody, a na  końcu roku wyróżnienia. Już w podstawówce zauważono, że ma wrodzony talent do rysowania i malowania. Jego obrazki na  szkolnych wystawach, których organizatorem był kierownik  Stefan Palczewski cieszyły się dużym zainteresowaniem  oglądających. Ulubione tematy to pejzaże i portrety. W szkole powszechnej wychowawcami Stanisława byli: Stanisław Jelonek, Józef Szymla, J. Jakiemowiczówna, Stefan Palczewski oraz ks. kan. Stanisław Makowski, proboszcz i ks. Piotr Samolej. W okresie młodości Stanisława Waltera rozpowszechnił się w szkołach zwyczaj organizowania w szkołach wycieczek  turystyczno  - krajoznawczych, szczególnie pod koniec roku szkolnego, będących nagrodą za całoroczny trud w nauce. Jedna z pierwszych  „wypraw”, pod okiem wychowawców  – p. Jelonka i p. Szymli prowadziła na Baranią Górę. W swych wspomnieniach harcerskich opisuje uroki wycieczki – piękno krajobrazu i wspaniałą, koleżeńską atmosferę:

Niedaleko pod szczytem, koło drogi w lesie, prowadzącej do schroniska PTTK na Baraniej rozlokowaliśmy się, gdzie przy śmiechu, zabawie, smacznym prowiancie mile schodził czas.  – Tego błogiego czasu było jednak nie tak długo, jak sobie życzyło towarzystwo. – Tak w niedługi czas ruszyliśmy z powrotem ze śpiewe

m i uśmiechem na ustach, i odrobiną żalu, gdyż każdy wiedział, że takiej miłej wycieczki wspólnej już nie będzie. Po drodze żegnaliśmy dalekie szczyty Tatr i szczyty Beskidu Żywieckiego. (…). Nastrój, w jakim wracaliśmy do domu nie da się wyrazić słowami. Pożegnanie było nadzwyczaj czułe i miłe, które pozostawiło niezatarty rys w każdy z nas.

Młody Walter był lubianym i szanowanym kolegą. Cenionym i obdarzony zaufaniem przez  wychowawców. Nadszedł czas pożegnania z pierwsza szkołą, którą to chwilę wspomina z sentymentem:

Nastrój był miły i poważny. Każdy z nas to sobie dobrze uświadamiał, że to są ostatnie chwile szkolne, spędzone razem. – Czy to były przyjemne czy  wesołe, ale jednak w każdym pozostawiły miłe wspomnienia.  – Po skończonym nabożeństwie, które uroczyście odprawił nam ks. kan. Makowski – duszpasterz tej parafii powróciliśmy do szkoły. Chwila rozpoczęła się w pewnym skupieniu i naprężeniu, chwila przemówienia pana kierownika, w którym to przemówieniu żegnał nas ze szkołą, jako pierwszą przewodniczką do życia.  – Przemówienie wywarło jednak bardzo duże  wielkie  wrażenie. Po rozdaniu świadectw, każdemu opuszczającemu tutejszą szkołę na zawsze  – podał rękę  – i  życzył wzorowego zachowania między ludźmi, i szczęścia na nowych ścieżkach i drogach przyszłego życia. Nastąpiła miła chwila pożegnania się kolegów i koleżanek, w której żegnając się podawali sobie prawice, nawzajem życząc powodzenia w nowej „erze życia.”

3. Okres Gimnazjum

Niepewna była droga nauki Stanisława. W trudnej sytuacji materialnej, z jaką parała się matka, rozważano podjęcie pracy fizycznej w hucie „Węgierska Górka”, aby pomóc w utrzymaniu rodziny. Z pomocą zdolnemu wnukowi przyszli dziadkowie: Maria i Franciszek Skrzypkowie, którzy zadecydowali o pójściu do dalszych szkół. Pierwszą, było Gimnazjum w Żywcu. Zaczęły się spełniać marzenia dorastającego młodzieńca. Cieszył się z tego niezmiernie, gdyż otwierała się przed nim zupełnie inna droga, inny świat  – inne życie. Cieszył się Stanisław, że pozna miasto, nowych przyjaciół i wiele innych rzeczy, a  najbardziej, że  powiększy swoje wiadomości. Tak później opisuje pierwszy kontakt z nową szkołą:

Nadszedł wreszcie dzień zapisów. Wybrałem się z babcią, która mię   pierwsza prowadziła w nowe życie, nowe progi szkolne. Babcia była  wówczas bardzo poważana przez Dyr. św. p. Antoniego Waśniowskiego,   gdyż posyłała dwóch swych synów, którzy zostawili dobre imię Gimnazjum, jako wzorowi uczniowie. W pierwszej drodze otrzymałem od Babci kazanie, w którym mieścił się aż do szczegółów całokształt   nowego,  przyszłego życia szkolnego. – Jak mam być posłusznym, pilnym, wzorowym, zapatrując się na Wujków, a względem kolegów również grzeczny, ale też nie ciamajdą tzn. też sobie nie dać po nosie grać,   być odważnym,   śmiałym, ciekawym itd.   itd. Jednym słowem otrzymałem wzorowe, życiowe wskazówki.

Gmach nowej szkoły wywarł na przyszłym gimnazjaliście duże wrażenie.A później chwile oczekiwania na egzamin wstępny i jego wyniki byłychwilami niepewności, były gorsze od zdawania (ze wspomnień). Na końcuogromna radość po ogłoszeniu wyników. Marzenie młodych lat częściowosię spełniło. Widocznie dalsza część marzeń to studia. Stanisław będąc dla otoczenia przykładem pracowitości i koleżeńskości,miał wrodzony talent do rysunków i malowania farbami wodnymi. Jegozdolności zauważył profesor gimnazjum Juliusz Czechowicz, który zajął sięmłodym malarzem, wprowadzając go w arkana praktyk rysunkowych i malarskich. Z pasją oddał się artysta swojemu hobby, aby i tu osiągnąćdobre rezultaty. Spod jego ręki wychodziły portrety znanych ludzi, pejzażeoraz sceny z życia górali. Nowe warunki – porządek nauczania i sama naukawymagały poświęcenia i czasu, do tego jeszcze praca w domu i nagospodarstwie. Gospodarka nieduża, ale potrzebowała męskich rąk dopracy. Według relacji żyjących (w latach 90 XX wieku) świadków młodygimnazjalista każdą wolną chwilę poświęcał na pomoc matce,  przywszystkich pracach polowych, nie zaniedbując przy tym nauki. Stanisław, mimo młodego wieku doskonale rozumiał życie, widział jakmatka z ogromnym poświęceniem starała się zaspokoić potrzeby syna i córki. Chcąc wynagrodzić trud matki obdarza ja wielką miłością, którąpielęgnuje do końca swoich dni. Z wielką troską i bólem w sercu pisze o doliswojej matki:

Przeszła i przyszła nie jedna wiosna – lato – jesień – i zima, a tu tylko jedne ręce kobiece, przepracowane tak, że same wystające silno żyłybyły i są świadkami. Ciężki los był chlebem powszednim, a łzy napojemdla matki. Czas jednak wszystko leczy. Tak też wszystkie bóle i cierniste zasłony przepłynęły jak woda, a czas zmienił wszystko nalepsze. Ja z biegiem lat podrosłem większy i zacząłem coś niecośdopomagać w ciężkiej pracy, biednej przepracowanej matce. Stałem siędla matki ulgą i pociechą w twardym życiu.

Młody gimnazjalista uczył się dobrze, był uczniem pilnymi zdyscyplinowanym pomny nakazom babci, która wprowadziła go w progi gimnazjum. Pierwszym jego opiekunem i autorytetem był profesor Leon Onyszkiewicz uczący go czterech przedmiotów. Choć był wymagającym dał się  szybko polubić swoim uczniom. Okazało się, że profesor ma zamiłowanie do pieszych wędrówek górskich, w czasie wspólnych z uczniami wędrówek jeszcze bardziej zacieśniła się więź między nimi. Tak o nim pisał młody Walter:

Do  zawdzięczania mam jednak dużo, gdyż on był prawdziwym i powołanym prowadzić nas i uczyć jak szanować, kochać i uczyć się przyrody – geografii itd.

A z wycieczek pozostawało zauroczenie pięknem przyrody i obcowanie z nią: Za niedługi czas poszliśmy z tej wieży,  z której mogliśmy widzieć

daleko i szeroko dzieło ręki Boga, ten cudny świat ubrany w przedziwną szatę. W lipcu 1933 roku wraz z kuzynem oraz grupą parafian pod przewodnictwem księdza Piotra Samoleja uczestniczył w uroczystościach kościelnych towarzyszącym Kongresowi Eucharystycznemu w Krakowie. Po Mszy świętej przed katedrą na rynku krakowskim pielgrzymka cięcińska zwiedziła jeszcze kilka kościołów, po czym udała się na dziedziniec Biskupa Krakowskiego, który udzielił im swego błogosławieństwa.

4. Działalność harcerska

Ogromny wpływ na kształtowanie charakteru miało dla Stanisława Waltera harcerstwo, z którym zetknął się w okresie nauki w gimnazjum, jednak wstąpił do niego będąc już pełnoletnim. Przełomowym momentem w podjęciu decyzji o wstąpieniu do drużyny była wycieczka górska z harcerzami z Cięciny m. innymi z Władysławem Wolnym i Stefanem Stopką  – późniejszymi księżmi, co być może miało wpływ na jego późniejszą drogę życiową. Tak o swoim wstąpieniu do harcerstwa pisał:

Ten rok jest dla mnie bardzo ważną datą w moim życiu, gdyż już mając 19 rok życia wstąpiłem do Związku Harcerstwa Polskiego  – 30 września 1933 r. Długo nie rozumiałem ideologii ZHP, ale gdy zrozumiałem, to za słowami, które wyrzekł Naczelny Skaut Świata Baden Powell „Raz skautem na zawsze skautem”, powtórzyłem „być harcerzem to na zawsze być harcerzem”.

Harcerstwo ujmujące w swej idei służbę Bogu, Ojczyźnie,i bliźnim, rozbudzające przez realizowany program gorący patriotyzm, zaprawiające w ćwiczeniach hart ducha i ciała rozpoczęło nowy okres w życiu chłopaka.

Pamiętny ten dzień, był jakby granicą, albo połową mego życia. Była to dla mnie chwila przełomowa. Zaczął się nowy okres życia na wskroś harcerskiego, jakiego dotąd nie znałem i o jakim dotąd nie miałem pojęcia.

Walter wstąpił do1 Męskiej Drużyny Harcerskiej im. Adama Mickiewicza w Węgierskiej Górce, gdzie przydzielono go do zastępu „Lisów”. Drużynowym tej drużyny był Władysław Wolny. W drużynie pełnił różne funkcje, był w składzie Rady Drużyny, pełnił  funkcję bibliotekarza. 15 września 1934 r. zdobywa swój pierwszy stopień  – młodzika. W 1935 r. w składzie 11 osobowej delegacji drużyny uczestniczy w Jubileuszowym Zlocie Harcerskim w Spale. O jego zaangażowaniu może świadczyć pięknie ilustrowana kronika, do której w czasie Zlotu wpisało się ponad 100 skautów z kilkunastu krajów, uczestników  Zlotu. We wrześniu 1935 r. obejmuje funkcje chorążego sztandaru drużyny, a miesiąc  później zostaje zastępowym drużyny „Rysiów”. W styczniu 1936 r. zostaje mianowany przybocznym drużyny. Na obozie w Augustowie w 1937 r. pełnił funkcję oboźnego. Wiele harcerskich przeżyć w czasie zbiórek, wypraw i zlotów ukazywało jego łatwość nawiązywania kontaktów z młodszymi i starszymi druhami.  Swoją żywiołowością, odwagą i sprawnością fizyczną zadziwiał otoczenie. Był wrażliwy na piękno przyrody, w którym dostrzegał dzieło Stwórcy, co było tematem wielu jego rysunków i obrazów. Obok gór pasjonowało go morze i przestworza. Śledził dokonania polskich pilotów, zbierał do kroniki ich  zdjęcia i wycinki z ich sukcesami. Obok tych wycinków gromadził informacje i widokówki związane z Bałtykiem, który po raz pierwszy zobaczył w sierpniu 1934 roku:

Wypłynęliśmy z portu na dalekie i szerokie morze. Zobaczyliśmy wielki i nieprzebrany przestwór wód.

5. Przygotowania do kapłaństwa

Kończący Gimnazjum Stanisław Walter przeżywa wewnętrzną rozterkę, która być może miała związek z głosem Boga w jego sumieniu. Z wesołego i żywotnego harcerza stawał się poważniejszym, pochłonięty sprawami spoza rzeczywistości. Wspomnienie Antoniego Wolnego z Węgierskiej Górki (1999 r.), uczestnika obozu harcerskiego:

Pamiętam, jak w 1937 roku na obozie harcerskim w Augustowie, Stanisław Walter był oboźnym, był bardzo obowiązkowy i staranny, czego wymagał również od młodszych harcerzy. Na porannych apelach nigdy nie mogło zabraknąć pacierza. Pamiętam też, jak dziś, jego zadumanie, a chwilami szukającego odosobnienia. Nie wiem, ale mogło to mieć związek jego późniejszym wstąpieniem na drogę kapłańską  – wspomina jeden z żyjących uczestników tego obozu.

W 1938 roku Stanisław Walter wyjechał do Krakowa, gdzie przez pięć lat odbywał studia filozoficzno – teologiczne na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Jagiellońskiego. Studia wypełniał sumiennie i obowiązkowo. Wszystkie egzaminy zdawał w wyznaczonych terminach, a przełożeni, nie mając z nim żadnych problemów dopuszczali go do kolejnych święceń. Służba Bogu i Polsce, niesienie pomocy bliźnim były mu harcerskim drogowskazem na drodze do kapłaństwa. O cnotach, jakie posiadał Stanisław, mówił jego przyjaciel  – harcerz ze studiów, kiedy go żegnał na uroczystości pogrzebowej w cięcińskim kościele.

Żyjący, znajomi ks. Waltera wspominają, jak w każde wakacje przebywał w rodzinnym domu, pomagając  utrudzonej matce i siostrze w pracach na gospodarce:

Jak dziś widzę go w sutannie ochoczo zwożącego „korką” siano z pola, aby nakarmić bydło.

Inni wspominają, jak w tym czasie odwiedzał swoją dalszą rodzinę i przyjaciół. W czasie tych spotkań był bardzo radosny. Pamiętał również o najmłodszych. Tak wspominał jedno ze swych spotkań jej uczestnik:

Na pobliskim  pasionku kleryk Stanisław urządzał nam różne zabawy, a w przerwach uczył nas wierszyka  – „Kto ty jesteś  – Polak mały…

Takim był, kochał dzieci i im poświęcał najwięcej czasu jako przyszły kapłan. Nadeszła najważniejsza chwila. Dnia 19 grudnia 1943 roku. Z rąk J.E. Arcybiskupa Krakowskiego  Księcia Adama Stefana Sapiehy Stanisław Walter otrzymuje święcenia kapłańskie. Uroczystość święceń odbyła się w kościele akademickim p. w. Świętej Anny w Krakowie. Bóg nie szczędził Stanisławowi krzyża w jego młodości, ale też wynagrodził mu to dniem Prymicji, które odbyły się w dzień Bożego Narodzenia. Choć trwał mroczny, okupacyjny dzień kościół Św. Katarzyny w Cięcinie wypełniony był po brzegi wiernymi, którzy uczestniczyli w Mszy świętej Prymicyjnej sprawowanej przez nowo wyświęconego księdza. Cieszyła się cała parafia, cieszył się ks. prymicjant dziękując Bogu za dar kapłaństwa, za całą parafię, a szczególnie za tych, co go wychowali i w trudnych chwilach wspierali duchowo i materialnie.

6. Posługa kapłańska

Pierwszą parafią, do której na początku 1944 roku skierowano księdza Stanisława Waltera była Chocznia k. Wadowic. O jego pobycie na pierwszej parafii są skąpe wiadomości. Wiadomym jest, że jako wikariusz zajmował się nauczaniem religii i przygotowaniem dzieci do Pierwszej Komunii Świętej. O zaufaniu u miejscowych gospodarzy może świadczyć mały epizod z ostatnich dni wojny. Kiedy w pobliżu trwał front, nie zważając na grożące niebezpieczeństwo wraz z mieszkańcami Choczni udzielił schronienia uciekinierom z niemieckiego obozu pracy. Uciekinierami byli jego dwaj rodacy Kazimierz Dziedzic z i Tadeusz Pawlus – harcerze z Cięciny (ze wspomnień jednego z żyjących).   W 1947 roku ks. Walter zostaje przeniesiony do parafii Niedźwiedź k. Limanowej. Po krótkim tam pobycie, jeszcze w tym samym roku, został skierowany do Wilkowic na Żywiecczyźnie. Przyczyną przeniesienia miało być grożące mu niebezpieczeństwo ze strony ówczesnych władz. Młody ksiądz, wychowany w duchu patriotyzmu, nie mógł się zgodzić z nowym porządkiem politycznym dlatego otwarcie, z ambony przeciwstawiał się mu. Według opowiadań jego siostry Anny, która przebywała u niego, ks. Stanisław miał tam być dwukrotnie pobity przez nieznanych sprawców, powybijano też szyby w jego mieszkaniu. (relację tę słyszało kilku mieszkańców Szczuroni, gdzie mieszkała rodzina Walterów.) W Wilkowicach  Ks. Stanisław dał się poznać jako kapłan Prawdy (na zdjęciu poniżej pierwszy z prawej). W tym trudnym okresie podjął otwartą walkę    z tym co niosła „nowa ideologia”, co niósł z sobą system totalitarny ze wschodu, co było niechrześcijańskim i nie Polskim. Swą staranność w wykonywaniu posługi kapłańskiej kieruje szczególnie w stronę dzieci i młodzieży, wiedząc, że to pokolenie Polaków jest najbardziej zagrożone siłą wprowadzanego ateizmu. Oprócz nauki katechizmu organizuje dla nich różne zajęcia włącznie z wycieczkami. Oto  wspomnienie jednego z mieszkańców Wilkowic:

Przygotowywał mnie do Sakramentu Pokuty i Pierwszej Komunii Świętej. Dzieci i młodzież szkolna lubiły ks. Stanisława, gdyż miał odpowiednie podejście do nich, co wypracował sobie będąc harcerzem. Ucząc nas pieśni religijnych robił to z wielkim zaangażowaniem, mówiąc przy tym: Tak śpiewajcie, aż będą drżały szyby w oknach. Organizował nam wycieczki: do Oświęcimia na przedstawienia Męki Pańskiej i do Obozu Zagłady, do Krakowa i w góry.

Z wielu jeszcze świadectw, z życia ks. Stanisława, zacytujmy wypowiedź mieszkanki Mesznej należącej wówczas do parafii Wilkowice:

Na nabożeństwa majowe, czerwcowe i październikowe chodziłam prawie codziennie z grupą  moich rówieśników. Po każdym nabożeństwie ks. Stanisław był oblężony przez dzieci i młodzież, wymyślał nam różne zabawy. Mesznianie cieszyli się i czekali na niedziele, kiedy ks. Stanisław przyjedzie bryczką, furmanką albo na rowerze sprawować Mszę świętą przy kapliczce  ( w Mesznej nie było wówczas kościoła) Był powszechnie lubianym i szanowanym kapłanem w całej okolicy. Wraz z ks. prob. Kazimierzem Przeworskim, który był wrażliwy na ubóstwo, nieśli pomoc najbardziej potrzebującym.

7. „Zrobili to, by na zawsze zamilkł”

Kapłańska gorliwość i głoszenie Prawdy nie była na rękę tum co walczyli z Kościołem. Trzeba było więc uciszyć ks. Stanisława Waltera, jak to już robiono w innych parafiach, choćby przypomnieć Płoki (ks. Michał Rapacz) i Libiąż (ks. Franciszek Flasiński, proboszcz parafii). Tam wybrano śmierć przez rozstrzelanie, a w Wilkowicach nieznani sprawcy wybrali inny sposób – zanim przyjdzie śmierć trzeba zadać ból.      Prześladowania ks. Stanisława były już znane w Niedźwiedziu. Pobudki tamtych zajść mogły mieć związek z tymi, jakie zaszły w Wilkowicach; Jest też i podłoże polityczne dramatu w 1948 roku:

W czasie pobytu w Wilkowicach ks. Stanisław Walter był kilkakrotnie wzywany na przesłuchania do Urzędu Bezpieczeństwa za rzekomy kontakt ze środowiskiem podziemia, jakim był NSZ.

Dalej dodaje jeden z mieszkańców Mesznej:

Znałem te czasy dobrze, gdyż sam byłem więziony i prześladowany.

W pierwszych latach po II wojnie światowej na siliła się walka z Kościołem, siłą wprowadzano ateizm do szkół i zakładów pracy, organizowano różne rozrywki i wycieczki. Odbywały się one tylko w niedziele i święta, aby odciągnąć ludzi od Boga. Ks. Stanisław wołał z ambony:

Wywożą was pod smreki żebyście nie szli do świątyni, żebyście nie brali udziału we Mszy świętej. Ludzie nie dajcie się prowadzić drogą bez Pana Boga. – To słowa powtarzane przez wielu parafian z Wilkowic. Zło dało znać osobie i postanowiło zlikwidować oddanego Bogu i Ojczyźnie kapłana.

Mieszkańcy Wilkowic mówili, że ks. Walter miał w zwyczaju chodzić o późnej porze na cmentarz, aby modlić się za dusze zmarłych. Na przełomie listopada i grudnia, kiedy powracał z modlitwy został napadnięty i pobity przez nieznanych osobników.

Sam napad pamiętam z opowiadania rodziców i innych osób, gdyż miałem wtedy 9 lat. Pamiętam jednak to, że gdy przyszedłem na Mszę świętą roratnią, a była to niedziela  ks. prob. Zbigniew Przeworski wyszedł do ołtarza sprawować Eucharystię z głową owiniętą bandażem. Okazało się, Ze został uderzony kamieniem, gdy wybiegł, kiedy usłyszał głos ks. Stanisława wzywającego pomocy. Księdza Stanisława zaś w ciężkim stanie przewieziono do szpitala.

Leżał w szpitalu w Białej Krakowskiej, skąd w  krótkim czasie, po rzekomym „wyleczeniu” wypisano go do domu. Po kilku dniach znów odwieziono go do szpitala, gdzie w dniu 19 grudnia 1948 roku umiera wskutek odniesionych obrażeń.

Jak zmarł od pobicia, to władza utworzyła grupę ludzi ze Straży Pożarnej, by ubrali zmarłego kapłana i nikomu nie rozpowiadali, jak wyglądało zbite ciało, a szczególnie plecy, które były czarne.

Straszliwa wieść o śmierci młodego kapłana sparaliżowała ludzi. Szeptano tylko cicho:

 

Ksiądz Walter został zamordowany. Zrobili to by na zawsze zamilkł. Zakatowali go.

 

Wśród ludzi zaczęto rozpowiadać, że ksiądz Walter zmarł na serce,, czy gruźlicę, jakby komuś zależało na tej wersji śmierci, lecz ludzie z Wilkowic i Cięciny nigdy a to nie uwierzyli,  bo wiedzieli i wiedzą, że jest to sprawa tych co walczyli i walczą z Wiarą i Bogiem. Śmierć ks. Waltera wywołała wielki smutek i żałobę w Wilkowicach i Cięcinie.

Parafianie, którzy brali udział w nabożeństwie żałobnym, potem tłumnie, płacząc odprowadzili trumnę ze zwłokami Kapłana Stanisława w kierunku ulicy. Stamtąd strażacy przewieźli Go do parafii Cięcina.

W uroczystościach żałobnych nie zabrakło dzieci kochających zmarłego księdza. (…), a płacz dzieci zagłuszał szloch dorosłych. W dniu 21 grudnia 1948 r. trumna z ciałem księdza Stanisława Waltera spoczęła w jego rodzinnym domu. Jeden z uczestników konwoju, przewożącego ciało zmarłego, wymieniając skład asysty składający się ze strażaków. Na drugi dzień, 22 grudnia, wspomina:

Pamiętam też, że po przybyciu  na  miejsce na śp. ks. Stanisława czekała Jego mama, klęczała na drodze i bardzo płakała.

Na drugi dzień, 22 grudnia, w godzinach przedpołudniowych, odbył się pogrzeb gromadzący tłumy ludzi z licznie przybyłymi parafianami zWilkowic. Trumna z doczesnymi szczątkami ks. Stanisława Waltera spoczęła na katafalku w kościele Świętej Katarzyny, w którym przed pięciu laty zmarły odprawiał prymicyjną Mszę świętą. W czasie żałobnej Mszy świętej kazanie  – mowę pożegnalną wygłosił jego kolega (harcerz) ze studiów teologicznych. Tak wspominał to wydarzenie Józef Machała, młodszy , a bliski sąsiad Ks. Stanisława:

Pamiętam jego pogrzeb. Kazanie na pogrzebie wygłosił ksiądz, kolega ze studiów seminaryjnych. O ile mogę sobie przypomnieć po 50 latach to tylko jego krótkWawrzyniec Ficońą treść: Księże Stanisławie! Kiedyś przed bramę seminaryjną spotkało się dwóch chłopaków z Krzyżami harcerskimi na piersiach. Jednym z nich byłeś Ty, a drugim byłem ja. Pierwsze nasze przywitanie było: Czuwaj! Podczas studiów zawiązała się między nami przyjaźń. Wysoko ceniłeś sobie prawa harcerskie, ale przede wszystkim prawo Boskie. Byłeś człowiekiem dobrym, prawym, a później wzorowym kapłanem o wielkim sercu. Dzisiaj żegnając Cię modlimy się modlimy się za Ciebie, a może kiedyś do Ciebie?  – Niezbadane SA wyroki Boże.- A co ja mogę Ci powiedzieć od siebie?  – Czuwaj! Stachu drogi przyjacielu. Może kiedyś spotkamy się na zbiórce  u Chrystusa!

Miałem wtedy 13 lat i dobrze pamiętam ten dzień, było sucho i pogodnie, był lekki mróz, kiedy w ostatniej ziemskiej drodze na cmentarz młodemu kapłanowi towarzyszyli pogrążeni w  żałobie parafianie z Wilkowic i Cięciny. Widziałem  w oczach ludzi ogromne skupienie i zadumę, ale widziałem też jakąś grozę i lęk. Cicho szeptano, że pogrzeb jest obserwowany przez „tajniaków”. Żegnaliśmy wtedy kapłana głoszącego Prawdę, Kochającego Boga, Ojczyznę i ludzi. Niech prawda o jego życiu i męczeńskiej śmierci trwa wieczni, aby żyjącym była przykładem.

Wawrzyniec Ficoń